firmy po wypowiedzeniu ani widu ani slychu.Za to w nowej firmie niezle sie zaczyna. Slynny Pan Wojtek (na oczy go nie widzialam za bardzo, bo zawsze chowal sie za ekranem monitora - to chyba ten typ, ktory zamiast pracowac "czaruje monitor") umowil sie z kims z Bardzo Duzej Firmy. Umowil go w zasadzie jakis znajomy wlascicielki firmy.-
Ani widu, ani słychu.. Myślałam, że już w tym tygodniu wrzucę jakieś nowo uszyte ciuszki, jednak jestem w okresie oczekiwań na moją modelkę. Kupiłam za to trzy materiały firankowe i świetny kawałek elastycznego materiału.
Robotników na wiadukcie ani widu, ani słychu, a remont przeciąga się o kolejne miesiące. Wszystko przez szkody górnicze
Vay Tiền Trả Góp 24 Tháng. fot. Adobe Stock, Lumos sp Wierzyłam w miłość, bo od małego widziałam ją wokół siebie. Moi rodzice wciąż byli zakochani w sobie jak nastolatki, mimo długiego stażu małżeńskiego. Nie było dnia, żeby nie mówili sobie, jak bardzo się kochają. Zresztą dalej tak robią, choć mama głośniej, bo tata jest już przygłuchy. Ja też tak chciałam i jako dziewczynka byłam święcie przekonana, że kiedyś spotkam tego jedynego. Spotkamy się, pokochamy i pyk, zaczniemy nowe życie. Tak to miało wyglądać. W czasach licealnych zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. Nie w kwestii miłości, ale owego „pyknięcia”. Chłopak, który był obiektem mojego pierwszego zauroczenia, okazał się takim palantem, że rumienię się ze wstydu na samo wspomnienie mojego szczeniackiego uczucia. Drugi stwierdził, że woli moją koleżankę. Trzeci wyprowadził się pół Polski dalej i kontakt nam się urwał. Tak to wyglądało. Rozczarowanie za rozczarowaniem. A potem wracałam do domu, patrzyłam na mamę, która wtulała się w tatę, gdy siedzieli razem na kanapie, oglądając jakiś film, i odzyskiwałam nadzieję. W końcu ja też znajdę kogoś, z kim będę spędzać takie spokojne wieczory w domu. Zdałam maturę, poszłam na studia, poznałam nowych ludzi. Przeprowadzka do większego miasta zawsze jest przeżyciem, ale to właśnie na ludzi zwróciłam największą uwagę. Wyglądali i żyli inaczej, nie wstydzili się być oryginałami, za jakich by uchodzili na tej mojej prowincji. Mieli odmienne zdania, często się ze sobą nie zgadzali, ale potrafili dyskutować. U nas nie było takich debat. Każdy bał się wychylić, wolał bezpiecznie wtopić się w szarość. Zatem poznałam mnóstwo ciekawych, inteligentnych osób, zyskałam paczkę dobrych znajomych, w tym przyjaciółkę, z którą mogłabym konie kraść… A tego jedynego ani widu, ani słychu Jako studentka miałam już bardziej realne podejście do miłości. Wiedziałam, że nierzadko trzeba się naszukać, by znaleźć odpowiednią osobę, a i ta niby odpowiednia po jakimś czasie może się okazać pomyłką. Ludzie rozwodzili się, zdradzali, zmieniali partnerów… Nie chciałam jednak rezygnować z marzenia o takim życiu, jakie wiedli moi rodzice, i rozglądałam się uważnie za kimś wartościowym. Kiedyś go znajdę. Jarka poznałam pod koniec studiów. Jakby w nas piorun strzelił, takie to było nagłe i porażające. Wszystko mieliśmy ochotę robić razem, najchętniej w ogóle byśmy się nie rozstawali. Poznawaliśmy się coraz lepiej, przedstawiłam go moim rodzicom, a on mnie swoim. Gdy po prawie dwóch latach Jarek poprosił mnie o rękę, oczywiście się zgodziłam. Wszak byliśmy dla siebie stworzeni! Czułam, że to człowiek, z którym chcę spędzić resztę życia, całując go na dzień dobry i na dobranoc, wspierając w trudnych chwilach, wychowując z nim dzieci. Kupowałam sukienkę, zamawiałam kwiaty, układaliśmy menu. Robiliśmy to, co robią przyszli nowożeńcy, a on nagle mi mówi, że już nie może, że to ponad jego siły. – Co masz na myśli? – spytałam nieuważnie, oderwana od dokumentów do pracy. – Nie mogę wziąć ślubu. – Słucham? – te słowa przykuły moją uwagę. – Kochanie, co się stało? Jeśli masz jakieś wątpliwości… – Nie mam. Nie chcę się żenić. Dokładniej, nie chcę się żenić z tobą. Przepraszam, ale dłużej już nie mogę tego ciągnąć – powiedział, po czym wyszedł z mieszkania, które dzieliliśmy. On wyszedł, a ja dalej byłam jak oniemiała Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Nie chciałam wierzyć. Łudziłam się, że dopadały go jakieś przedmałżeńskie nerwy, wątpliwości. Może ma gorszy czas w pracy, może coś się stało, na przykład… nie wiem, zachorował? Kiedy wrócił, po dwóch dniach spędzonych u rodziców – którzy też bezskutecznie próbowali wyciągnąć z niego, co się stało – po prostu spakował rzeczy i się wyprowadził. Dalej bez słowa wyjaśnienia. Cierpiałam, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Może byłoby mi łatwiej, gdyby podał jakiś powód, ale on nie chciał nawet ze mną rozmawiać. Jeszcze kilka dni temu mówił, że mnie kocha, a teraz… Nie miałam pojęcia, co się dzieje, co go tak odmieniło – albo kto – ale miałam co robić. Musiałam odwołać ślub i wesele. Bo od tego też się odciął, to też już go nie obchodziło. Odwoływałam więc zamówienia, rezygnowałam z rezerwacji, traciłam wpisowe i słuchałam tych idiotycznych pocieszeń, że nie był mnie wart, że jeszcze będę szczęśliwa, że tego kwiatu jest pół światu… Nowina lotem błyskawicy obiegła wszystkich moich znajomych, a także współpracowników. Udawałam, że nie widzę litościwych spojrzeń, nie słyszę szeptów, jakby ludzie nie mogli mi odpuścić, jakbym już nie dość została poniżona. No ale nie zamknę plotkarzom ust, nie zasłonię ciekawskim oczu. Musiałam się nauczyć żyć jako porzucona panna młoda. Do mojego pokoju zajrzał Bartek, kolega z działu. – Beata, nie wybrałabyś się dziś na koncert jazzowy? – wiedział, że to moje klimaty, pewnie stąd ta propozycja. – Sorry, że tak na ostatnią chwilę, ale znajomym pochorowały się dzieci i nie mogą iść. Więc mam dwa bilety. Szkoda, żeby się zmarnowały. – Fakt – może nie miałam nastroju, ale miałam ochotę. Bilety na ten koncert rozeszły się w pięć minut i były nie do zdobycia. Naprawdę grzechem byłoby zmarnować taką okazję. No i… Bartek. Lubiłam go, miał wyczucie i jako jedyny nie komentował mojej sytuacji osobistej. A ja bardzo potrzebowałam teraz normalności, zamiast rozpamiętywania, rozdrapywania i sypania na rany solą fałszywej troski. Z Bartkiem czas płynął wartko jak górski potok Bo jak ktoś się szczerze o kogoś troszczy, to pozwala jego ranom się zagoić. Koncert był rewelacyjny. Mogłam zanurzyć się w dźwiękach i nie myśleć o niczym innym. Zwłaszcza o tym, co działo się w moim życiu. Miłe, odprężające doświadczenie, niestety trwało tylko dwie godziny. – Chodź, pójdziemy jeszcze coś zjeść – Bartek wyraźnie nie miał ochoty na wczesny powrót do domu. A co mi tam, pomyślałam. Przecież muszę coś jeść, a to był pierwszy od kilku tygodni wieczór, kiedy czułam się lepiej niż ledwie chodzące zombi. Kilka dni później Bartek zapytał, czy nie mam ochoty wybrać się z nim na wieczór autorski jego kuzyna. Podobno ów kuzyn pisał tragiczną poezję, czy może poezję tragiczną, w każdym razie Bartek nie mógł się wykręcić od obecności. – Jak ze mną pójdziesz, będę ci dozgonnie wdzięczny. Wymkniemy się wcześniej, a ja będę mógł zwalić winę na ciebie, że musiałaś wyjść, bo coś tam. Przyszliśmy, wysłuchaliśmy kilku wierszy, starając się nie śmiać, a potem szybko się ewakuowaliśmy, by spłukać to doznanie jakimś dobrym drinkiem. Z Bartkiem czas płynął wartko jak górski potok – mieliśmy dużo wspólnych tematów, poza tym nieszczęsnym odwołanym ślubem. Spędzaliśmy razem coraz więcej czasu, a ja zaczynałam czuć się jak skuta lodem ziemia na wiosnę: tajałam. Związek z Jarkiem był przeszłością, nie chciał mnie, odszedł, jego strata, krzyż na drogę. Wracałam do dawnej pozytywnej siebie, było mi coraz lżej na duszy… Rozpaczałabym, gdyby zniknął Na jakiekolwiek sugestie otoczenia, że łączy mnie z Bartkiem coś więcej niż koleżeństwo, obruszałam się. To tylko kolega. Bardzo dobry, ale kolega. Nigdy nie zrobiliśmy niczego, co mogłoby zostać uznane za przekroczenie granicy. Żadnego słowa, gestu czy spojrzenia, które nadałoby naszym relacjom odcień inny niż przyjacielski. Niemniej byliśmy blisko, więc siłą rzeczy zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdyby… i doszłam do wniosku, że gdyby Bartek nagle zniknął z mojego życia, załamałabym się. Bardziej niż w przypadku Jarka. Wtedy ogromną rolę odegrały zraniona duma i upokorzenie, na jakie mnie skazał, gdy musiałam odwoływać ślub, wesele, powiadamiać wszystkich. To nie była tylko osobista strata, ale w pewien sposób publiczna. Po czymś takim miałam już dla niego tylko żal, urazę, złość. A przy Bartku odżywałam, stawałam się dawną sobą, radosną, energiczną, chcącą iść dalej, cieszącą się życiem, wypatrującą z ciekawością kolejnego dnia. Z Bartkiem wiązały się same pozytywne emocje. Pytanie, czy wdzięczność, sympatia, koleżeństwo mogą zaowocować czymś… erotycznym? Chyba mogą. Chyba byłam od tego o krok, ale pilnowałam się. Bałam się stracić to, co już zyskałam. Bo może on tak o mnie nie myśli? Dotąd nie zająknął się słowem, że chciałby czegoś więcej, nie dotknął mnie, nie objął, nie wziął za rękę… Właściwie czemu? Nie podobałam mu się? Czułam się zawiedziona No cóż, to ja byłam odpowiedzialna za swoje pogmatwane uczucia, a życie to ponoć suma rozczarowań. Może mnie kusiło, ale nie chciałam kolejnego dramatu, tym bardziej że pracowaliśmy razem. Nie, naprawdę nie potrzebowałam dodawać opału do pieca plotek. Jakby wywołany moim myślami Bartek wszedł do mojego pokoju i dokładnie zamknął za sobą drzwi. Oho. – Chyba nie będę mógł iść dzisiaj do kina… – Coś się stało? Źle się czujesz? – zaniepokoiłam się, a jednocześnie mój żołądek nieprzyjemnie się zacisnął. To tak bardzo przypominało mi tę sytuację z Jarkiem… Znowu okaże się, że komuś nie wystarczam, że daję lub biorę za mało, że wszystko jest nie tak, jakieś niewłaściwie, nawet jeśli chodzi o przyjaźń. – Tak, źle, a raczej okropnie. Bo czuję się tak, jakbym cię wykorzystywał. – Ty… mnie? – już niczego z tego nie rozumiałam. – Rozstałaś się z narzeczonym w niefajnych okolicznościach, a ja… Chodzi o to, że zawsze mi się podobałaś… i nie chcę, żebyś pomyślała, że chcę wskoczyć na miejsce twojego byłego… i sam też tego nie chcę, nie chcę być substytutem, plastrem, no ale… – westchnął ciężko. – Bycie tylko twoim kumplem jest ciężkie. Trudno mi być obok ciebie i nie móc powiedzieć, co czuję, wciąż się powstrzymując, pilnując… Przepraszam. Nie chcę ci mieszać, nie chcę cię stracić, ale… – znowu westchnął, kręcąc głową. – Boże, wiedziałem, wystraszyłem cię, nie powinienem nic mówić… Wreszcie znalazłam mojego jedynego Nie wystraszył mnie. Milczałam, bo nie wierzyłam własnym uszom. Byłam w szoku z radości. Zastygłam, ale moje serce dosłownie trzepotało ze szczęścia. Ponieważ Bartek zamknął za sobą drzwi, by dać nam namiastkę intymności, po prostu wstałam, podeszłam do niego i pocałowałam tak, że po chwili obojgu nam trzęsły się dłonie. W końcu zrozumieliśmy, co do siebie czujemy, i jasno to sobie pokazaliśmy. Od tamtego dnia mięło już dziesięć lat, a my nadal jesteśmy nierozłączni. No, musieliśmy się rozdzielić, gdy rodziłam w szpitalu nasze dzieci. Ślub mieliśmy skromny, podobnie jak wesele. Bo nie liczyła się oprawa, ale to, co do siebie czuliśmy. Odnaleźliśmy się wśród tylu milionów ludzi, pokochaliśmy i postanowiliśmy spędzić razem życie. Wreszcie znalazłam mojego jedynego. Wcześniej trochę łez wylałam, ale trzeba smutku, by docenić radość. Moja wymarzona miłość przejawia się w drobnych, codziennych gestach. W buziaku bez okazji. W szukaniu jego dłoni, gdy siedzimy obok siebie na kanapie i oglądamy film. W sposobie, w jaki patrzymy na twarze naszych śpiących dzieci. Nie trafił w nas piorun, uczucie ogarniało nas powoli, jak fale ciepłego morza. Nadal pracujemy razem, czym prowokujemy plotki, bo ludziom nie mieści się w głowach, że nie mamy siebie dość, razem w domu, razem w biurze. Ano nie mamy. W naszym morzu wciąż jest dobrze, ciepło i bezpiecznie. Czytaj także:„Mąż zapewniał mnie, że bez względu na bezpłodność, zawsze będzie mnie kochał. Mydlił mi oczy, a innej zrobił dziecko”„Znalazłam świetne mieszkanie na wynajem, ale okazało się, że nie ja jedna mam na nie chrapkę. Tak poznałam... ukochanego”„Mąż sąsiadki ma ciemną skórę, nie chodzi do kościoła i nie tyka alkoholu. Chłopy ze wsi nie mogli mu tego darować”
Czy wiesz, że aż ¾ kandydatów – niezależnie czy są to przedstawiciele „białych” czy „niebieskich” kołnierzyków – czeka na telefon od HR-owca z informacją zwrotną na temat statusu jego aplikacji i przebiegu procesu rekrutacji? Ponad 75%! Równie dużo – choć tu dane nieco się różnią między specjalistami a fachowcami – oczekuje informacji zwrotnej drogą mailową. Nic dziwnego. Proces rekrutacyjny to często moment zwrotny w karierze, trampolina do dalszego rozwoju, szansa na spełnienie marzeń. Słowem: jedno z ważniejszych wydarzeń w życiu. Chęć otrzymania feedbacku potwierdzają wyniki przeprowadzonego przez eRecruiter badania przedstawione w „Raporcie Candidate Experience 2019”. Czytamy w nim, że aż 8 na 10 kandydatów chce otrzymać informację zwrotną także w przypadku odrzucenia ich aplikacji. Dokładnie tyle samo aplikujących chciałoby poznać ocenę swojego doświadczenia i kompetencji w informacji o powodach odrzucenia. Co więcej, z cytowanego badania wynika także, że sami pracodawcy postrzegają ciągły kontakt z kandydatem, jako przykład dobrych praktyk. Wskazuje na to aż 60% ankietowanych pracodawców. Czy jest zatem kanon dobrych praktyk w komunikacji z kandydatami? Czy można wskazać najważniejsze – z punktu widzenia komunikacji – etapy rekrutacji? Oczywiście, że można! Poniżej 5 najważniejszych zasad „odpowiedzialnego odpowiadania” kandydatom w procesie rekrutacji. 1. Potwierdź, czy aplikacja od kandydata wpłynęła Często wpłynięcie wypełnionego formularza rekrutacyjnego lub CV to pierwszy krok w dialogu z kandydatem. Choć już na poziomie ogłoszenia o pracę rekruter komunikuje zainteresowanym kandydatom wiele istotnych informacji, nie wie czy ktoś go słucha, ani kto usłyszy. Komunikacja i dialog to dwie różne sprawy. Komunikować możemy się wysyłając nasze przekazy także „w próżnię”, ale rozmawiać możemy dopiero wtedy, gdy po drugiej stronie jest ktoś, kto słucha i reaguje. Prawdziwa rozmowa ma zatem szansę zaistnieć dopiero wtedy, gdy kandydat na ogłoszenie odpowie. By podtrzymywać rozpoczęty dialog wystarczy po prostu powiadomić kandydata, że jego głos (czytaj: aplikacja) został usłyszany. Nie wierzysz? Może przekonają Cię dane z badania „Candidate Experience” – aż 43% ankietowanych chce wiedzieć, że ich aplikacja wpłynęła i uznaje to za pozytywny przykład dbania o doświadczenia kandydatów. A to pierwszy punkt na tablicy wyników rekrutera. 2. Odpowiedz na pytania, także „poza trybem” Zdarza się, że kandydat ma wiele pytań, na których odpowiedź nie chce czekać aż do rozmowy czy kolejnych etapów rekrutacji. Wysyła maile, wiadomości na czacie, dzwoni. Podobnie, jak w przypadku szukania odpowiedzi w Internecie na pytania dotyczące oglądanego filmu, gotowanej potrawy czy wymienianej żarówki, także w procesie rekrutacji kandydat chce odpowiedzi… natychmiast. By go nie zniechęcić warto odpowiadać (lub zapewnić dostęp do odpowiedzi) możliwie jak najszybciej. W takiej sytuacji warto nie tylko zadbać o dostępność osób, które mogą stanowić źródło informacji, ale także odpowiednio przygotować sobie pomocne materiały. Taką rolę mogą pełnić listy najczęściej zadawanych pytań (z ang. FAQ, czyli Frequently Asked Questions), które można zamieścić w zakładce „Kariera” i przekierować tam kandydata poszukującego odpowiedzi. 3. Jasno oznacz kolejne etapy rekrutacji Informacje o samym procesie rekrutacji – jakie są jego poszczególne etapy, kto będzie brał w nich udział, kiedy i gdzie będą się odbywały – również są ważne dla kandydatów. Dla rekruterów stanowią okazję do ponownego kontaktu i podtrzymania zainteresowania kandydata ofertą, a także do zbudowania z nim pozytywnej relacji. Dlaczego jest to ważne? Ponieważ dzięki temu potencjalny przyszły pracownik może odpowiednio się przygotować, ale również odpowiednio nastawić do całego procesu. By kandydat nie czekał – sfrustrowany niczym bohaterowie dramatu Samuela Becketta – na symbolicznego „Godota”, najlepiej już na etapie ogłoszenia lub w zakładce „Kariera” umieścić informację nt. przebiegu procesu rekrutacji, choćby w formie przykuwającej uwagę infografiki. O kolejnych krokach warto przypominać także po każdym zakończonym etapie. 4. Powiadom, jeśli kandydat został odrzucony Informowanie o niezakwalifikowaniu się do dalszych procesów rekrutacji bywa trudne. Mało kto chce być posłańcem złych wiadomości. Jednak również takie informacje są bardzo ważne dla kandydatów i sprawiają, że cały proces rekrutacji (i samego pracodawcę) oceniają wyżej. Zresztą przewidujący rekruter ma świadomość, że kandydat dziś niespełniający oczekiwań, może stać się wręcz idealny pod kątem innego, przyszłego wakatu. Dlatego tak ważne jest nie tylko poinformowanie uczestnika rekrutacji o odrzuceniu jego kandydatury, ale także o tym, dlaczego tak się stało i co powinien rozwinąć, by w przyszłości odpowiedzieć na oczekiwania organizacji. 5. Nie bój się automatyzować odpowiedzi Nie na wszystkich etapach komunikacji konieczne jest bezpośrednie zaangażowanie rekrutera w proces odpowiadania lub powiadamiania kandydatów. Etap informowania o przyjęciu aplikacji nie wymaga osobistego kontaktu – wystarczy przygotować automatyczną odpowiedź, która wygeneruje się po otrzymaniu zgłoszenia. Krótkie powitanie i informacja o przyjęciu aplikacji, a także o kolejnym etapie procesu rekrutacji łatwo można zapisać w systemie, który zadba o to, by każdy aplikujący kandydat otrzymał pierwszy feedback. Podobnie, korzystanie z wcześniej przygotowanych list FAQ pozwala zaoszczędzić czas i wysiłek, by skupić się na osobistym kontakcie z tymi kandydatami i na tych etapach, które tego wymagają. Odpowiadanie na zadane pytania świadczy nie tylko o kulturze osobistej, ale także o braniu odpowiedzialności za proces komunikacji. Tak, jak sami oczekujemy odpowiedzi na zadane przez nas pytanie – w sklepie, restauracji czy urzędzie – tak samo kandydaci oczekują od rekruterów odpowiedzi na zadane pytania. By budować jak najlepsze doświadczenia kandydatów podczas procesów rekrutacyjnych warto nie tylko odpowiadać na pytania, ale także zastanowić się, jakie ważne informacje można przekazać proaktywnie, by aplikujący pytać… nawet nie musieli.
Rozważasz trasę rowerową w woj. podlaskim? Podpowiadamy, gdzie warto się wybrać. Mamy 10 ciekawych propozycji tras. Mają różne stopnie trudności czy długości, dlatego każdy może znaleźć coś dla siebie. Wspólnie z Traseo proponujemy Wam 10 tras na wyjazd rowerem w woj. podlaskim. Co tydzień wybieramy inny zestaw. Zobacz, jakie trasy rowerowe w woj. podlaskim proponujemy na po woj. podlaskimWe współpracy z Traseo wybraliśmy dla Was 10 tras rowerowych w woj. podlaskim, które sprawdzili inni rowerzyści. Wybierz najlepszą dla wyruszysz w drogę, sprawdź, jaka będzie pogoda. 🚲 Trasa rowerowa: Suwalszczyzna pełna przyrody!Początek trasy: Suwałki Stopień trudności: Dystans: 245,06 km Czas trwania wyprawy: 15 godz. i 19 min. Przewyższenia: 113 m Suma podjazdów: 677 m Suma zjazdów: 613 m Rowerzystom trasę poleca GrychoTrasa może dość długa, ponieważ jest zahaczony Augustów, lecz można sobie właśnie skrócić i nie wybierać się do Augustowa, lecz tylko ta trasa w okolicach miasta Suwałki. Najciekawsze miejsca moim zdaniem zostały zaznaczone WayPointami. Warto też się zaopatrzyć w mapkę regionu, dostępna jest bodajże w informacji w Parku Konstytucji 3-maja w Suwałkach, tam gdzie co rocznie jest organizowany największy festiwal bluesowy "Blues Festiwal Suwałki", na który też serdecznie zapraszam co roku w połowie tym regionie jest najwięcej szlaków rowerowych, także z przyjemnością pokonuje się te trasy jak i również przy okazji jest świeże powietrze, czysta woda, no i oczywiście piękne krajobrazy warte zapraszam na ten będzie pogoda?Pogoda na weekend dla Suwałk🚲 Trasa rowerowa: Wypad do królewskiego miasta KnyszynPoczątek trasy: Zambrów Stopień trudności: Dystans: 174,4 km Czas trwania wyprawy: 8 godz. i 20 min. Przewyższenia: 80 m Suma podjazdów: 770 m Suma zjazdów: 779 m R_krzysztof poleca tę trasę rowerzystomOd jakiegoś czasu chodził za mną pomysł wyjazdu do Knyszyna. To jakby naturalne przedłużenie trasy do Tykocina, który często słoneczny, tyle że 8 st. C za oknem. Jednak chłód nie był największym naszym zmartwieniem... Wiatr... Wiatr, to był nasz koszmar. Tykocina nie będę Wam opisywał, bo był już przez nas tyle razy odwiedzany, że jego opis można znaleźć w poprzednich naszych wyprawach. W każdym razie to, co zapamiętamy w szczególności, to bruk :). Kolega Andrzej śmiał się, że mogliśmy posmakować tego, co kolarze na trasie wyścigu Paryż - Roubax :)...tyle że my przez krotki odcinek... jakieś 2-3km :).Knyszyn. Małe podlaskie miasteczko, jakich wiele. Lecz ma dość bogatą historię. Jest to Królewskie Miasto. Tu król Zygmunt August często gościł i tu niestety dokonał żywota 7 lipca 1572. Oczywiście nic się nie zachowało z tamtych czasów... ale na tą okoliczność stoi pomnik króla. Poza tym w samym Knyszynie zachowało się kilka obiektów wpisanych do rejestru zabytków. drewniany budynek z końca XVIII w., w którym mieszkali Klattowie. Kirkut żydowski, rynek typowy dla małych miasteczek oraz kościół, który został wybudowany w 1579 r. Monki: stolica ziemniaka :). Niestety, nie posiada odpowiedniego pomnika upamiętniającego tę bulwę :)Trzcianne - wioska o bardzo polskiej nazwie :). Fajnie zagospodarowany skwerek z wiatą, pod którą można odpocząć, coś zjeść i wypić. W pobliżu kilka sklepów, więc nie ma problemów z zaopatrzeniem się w prowiant. Trzeba powiedzieć, ze na całej trasie, mimo świąt, nie było problemów z zakupem napojów i batoników. Za Trzciannym wjeżdża się do Biebrzańskiego Parku Narodowego, do krainy łosia, wodniczka i ogólnie wszelkiej zwierzyny. Główny szlak nosi nazwę Carskiego Traktu. Kilka lat temu jazda nim to był koszmar dla kierowców i rowerzystów... Resztki asfaltu mieszały się z brukiem pamiętającym cara Mikołaja.... No i dziury wielkości autobusu, w których niejeden zostawił zawieszenie swojego pojazdu. Teraz to gładki dywanik, po którym aż chce się jechać. Co prawda żaden łoś nie wyszedł nam na spotkanie, ale lisy obserwowały nas ze skarpy i nie spieszyły się z ucieczką :). Następnie skierowaliśmy się na Wiżnę, by po drodze zahaczyć o Górę Strękową, gdzie jest symboliczny grób mjr. Raginisa i jego żołnierzy z SGO "Narew", którzy walczyli z pancernymi szwadronami Guderiana we wrześniu 1939 r. Przed mostem na Narwi zjechaliśmy na drogę prowadzącą do Rutek. Miłośnicy ptactwa mają tu co obserwować. Od dzikich gęsi, kaczek, po bataliony i orły bieliki... lornetka i można do syta napawać się widokiem ptasiego królestwa. Po przejechaniu prawie 180 km dotarliśmy do domu... Wiatr często dawał się we znaki i były chwile, gdy żałowałem, że umiem jeździć na rowerze... ale takie wyprawy tylko hartują charakter :)NawigujJaka będzie pogoda?Pogoda na weekend dla Zambrowa🚲 Trasa rowerowa: Zambrów - Grodno: dzień IPoczątek trasy: Zambrów Stopień trudności: Dystans: 194,84 km Czas trwania wyprawy: 12 godz. i 20 min. Przewyższenia: 203 m Suma podjazdów: 1 996 m Suma zjazdów: 1 949 m Trasę dla rowerzystów poleca R_krzysztofWyjazd do Grodna. Wyruszając nie wiedzieliśmy co nas tam czeka. Nie spodziewałem się, że będzie to jedna z bardziej fantastycznych wypraw jakie przeżyłem. Ale po kolei. Wyruszyliśmy do Białegostoku wzdłuż S8. Chcąc ominąć roboty drogowe objechaliśmy je przez Zawady i Stare Jeżewo. Białystok objechaliśmy od strony Fast co pozwoliło nam na jazdę ulicami a nie ścieżkami z polbruku. Pierwszy przystanek zaplanowany był Supraślu na obiad. Niestety Supraśl nas troszkę zmoczył a właściwie to zmoczył nam buty. Wszystko inne szybko wyschło a buty niestety przez cały dzień pozostawały wilgotne. W Kopnej Górze skierowaliśmy się do Bohonik. Trochę mam żal, że nie ma tam kierunkowskazu na Sokółkę czy na Bohoniki. My w porę zreflektowaliśmy się ale grupa z Mazowiecka nadłożyła dobre 30-40km. Niestety przez to musieliśmy około godziny czekać na nich w Kuźnicy. Odprawa graniczna po polskiej stronie to formalność, za to obawialiśmy się białoruskiej. A tu...SZOK. uśmiechnięci, pomocni. Niestety musieliśmy swoje odstać a właściwie odsiedzieć w oczekiwaniu na deklaracje, których nie mieliśmy, a które nam dostarczyli i pomogli wypełnić. Dalsza droga do noclegu to już powolna wspinaczka. Dla tych, którzy mieli ponad 100km w nogach była udręką...my nie powiem bardziej na luzie. Na miejsce dotarliśmy ok 20-21. Czas tam o godzinę do przodu :). Pierwsze spostrzeżenie...kierowcy tu nie trąbią na rowerzystów!!!!! Niewyobrażalne....NIE TRĄBIĄ!!! żeby nie było tak miło to powiem, że czasem dość blisko mijają. Ale zawsze bezpiecznie i bez szaleństw. Drogi...poza samym odcinkiem przy dojeździe do przejścia granicznego od strony Grodna, gdzie nawierzchnia posypana jest grysikiem to dałbym nawet 5/ tak wyczerpującym dniu na powitanie i wstępny posiłek dostaliśmy czarny salceson, słoninę, czarny chleb i po kieliszku najlepszej regionalnej wódki :)....ależ to było smaczne :D. Później ruska bania z rózgami i dopiero właściwa kolacja :).NawigujJaka będzie pogoda?Pogoda na weekend dla Zambrowa🚲 Trasa rowerowa: Goniądz - Twierdza Osowiec-GoniądzPoczątek trasy: Goniądz Stopień trudności: Dystans: 22,45 km Czas trwania wyprawy: 1 godz. i 24 min. Przewyższenia: 18 m Suma podjazdów: 28 m Suma zjazdów: 38 m Turystyka poleca tę trasę rowerzystomMiejsce: pętla wokół doliny Biebrzy w sąsiedztwie Goniądza przez Wólkę Piaseczną, Płochowo, Osowiec, Osowiec-Twierdza z powrotem do urozmaicona krajobrazowo (bagienne łąki, zakrzaczenia, pola, lasy) i przyrodniczo trasa. Po drodze liczne obserwacje ptasie, a przy odrobinie szczęścia zobaczenie Osowcem w pobliżu ruin Fortu II twierdzy Osowiec należy zatrzymać się na spacer po Terenowym Ośrodku Edukacyjnym (drewniane kładki oraz wieże obserwacyjne wyposażone w tablice edukacyjne; ładna panorama bagien z wieży przy kanale Rudzkim, wiosną dużo ptaków, panorama na ruiny fortu II twierdzy Osowiec).Siedziba Biebrzańskiego PN w Osowcu-Twierdzy: wystawy fotograficzne, ekspozycja przyrodnicza, informacja turystyczna, wydawnictwa, prelekcja filmu o w twierdzy dotrzeć: całość trasy zajmuje ok. 25 km, prowadzi głównie drogą asfaltową, miejscami „żwirówka”. Początek w Goniądzu, dalej w kierunku Wólki Piasecznej przez most na Biebrzy. Kontynuujemy drogą asfaltową w kierunku Płochowa, dalej Osowca. Z Osowca w kierunku Osowca-Twierdzy „żwirówką”. Z Osowca-Twierdzy wzdłuż torów do drogi asfaltowej w kierunku Goniądza. Wariant dostępny dla rowerzystów lub jako wycieczka trwania: 4-6 h rowerzyści; ok 8-10 godzin w wariancie pieszym, z odpoczynkiem dla dla mało zaprawionych piechurówNawiguj🚲 Trasa rowerowa: Na pierogi do TykocinaPoczątek trasy: Zambrów Stopień trudności: Dystans: 107,78 km Czas trwania wyprawy: 5 godz. i 49 min. Przewyższenia: 100 m Suma podjazdów: 984 m Suma zjazdów: 921 m R_krzysztof poleca tę trasęPierwsza setka w tym roku już zaliczona. Tym razem wybraliśmy się do Tykocina, wzdłuż nowo otwartej ósemki. Wiatr....chyba najgorsza moja zmora. A trzeba było blisko 50 km pod wiatr wiosłować....ale co zrobić. Po drodze rozglądałem się za bocianami, ale niestety jeszcze nie wróciły. Żurawie, czajki i owszem, ale bocianów ani widu, ani słychu. W samym Tykocinie jak zawsze spokojnie, klimatycznie. Tym razem natknęliśmy się na kilka wycieczek młodzieży z Izraela. Dzieciaki, jak to dzieciaki, więcej ich wpatrywało się w komórki niż w oblicze przewodników :). My "odkryliśmy" nowo otwartą Pierogarnie Tykocinską. Polecam, naprawdę smaczne i nie tak drogie potrawy. Droga powrotna przez Sikory, Kulesze do Jabłonki Kościelnej. Tym razem Z WIATREM!!!! :)NawigujJaka będzie pogoda?Pogoda na weekend dla Zambrowa🚲 Trasa rowerowa: Czarna Białostocka -Białystok przez SupraślPoczątek trasy: Czarna Białostocka Stopień trudności: Dystans: 48,33 km Czas trwania wyprawy: 4 godz. i 12 min. Przewyższenia: 86 m Suma podjazdów: 1 652 m Suma zjazdów: 1 662 m Trasę dla rowerzystów poleca RoweremPoPodlasiuNawigujSprawdź rowery i akcesoria dla CiebieMateriały promocyjne partnera 🚲 Trasa rowerowa: 1 kwietnia o porankuPoczątek trasy: Zambrów Stopień trudności: Dystans: 35,53 km Czas trwania wyprawy: 1 godz. i 30 min. Przewyższenia: 88 m Suma podjazdów: 509 m Suma zjazdów: 520 m Trasę rowerową mieszkańcom poleca R_krzysztofKwiecień przywitał się lekko zamglonym porankiem. Słoneczko już wzeszło, ptaszyska dzioby zaczęły drzeć...no cóż, trzeba korzystać i pędzić do pracy :). OCZYWIŚCIE SKRÓTEM :). Grzymały, Ostróżne, Tabędz i Czerwony Bór. Później zdecydowałem się na przejazd trasą Zambrów - Łomża co uważam za niezbyt rozsądny pomysł. Droga jest bardzo zniszczona, szczególnie boczny pas. Bez tzw "marginesu", więc trzeba uważać na samochody. A tych jest naprawdę dość dużo. W Zbrzeźnicy skręciłem w kierunku Klimasz i wyjechałem w będzie pogoda?Pogoda na weekend dla Zambrowa🚲 Trasa rowerowa: Długi, bardzo długi tour po PodlasiuPoczątek trasy: Zambrów Stopień trudności: Dystans: 240,38 km Czas trwania wyprawy: 7 godz. i 50 min. Przewyższenia: 62 m Suma podjazdów: 592 m Suma zjazdów: 586 m Trasę dla rowerzystów poleca R_krzysztofTo był bardzo długi dzień spędzony na rowerze. Licznik pokazał 244 km. Aplikacje padły z wyczerpania, a my jechaliśmy i jechaliśmy i... dojechaliśmy :). Poranek nie nastrajał optymistycznie. Mgła, chłód... ale jeśli rzekło się A, to trzeba doprowadzić do Z :). Nasza trasa wiodła przez Hodyszewo, gdzie odłączył się od nas kolega Andrzej, a my pojechaliśmy dalej. Im słońce wyżej, tym robiło się cieplej. Przystanki, ze względu na Święto Bożego Ciała, staraliśmy się robić w pobliżu otwartych sklepów, ale nie wszystkie były czynne. Po Hodyszewie kolejny postój był w Bockach, a później aż w Drohiczynie przy Orlenie. Z Drohiczyna pojechaliśmy do Korycin, do Ziołowego Zakątka. Tam spałaszowaliśmy pierogi z pokrzywami. Droga niestety nie rozpieszczała nas, bo najpierw było 2 km szutru, a później kolejne 2 km bruku... I tak powoli... powoli dojechaliśmy do domu. Niecałe 11 godz zajęło nam przejechanie całej trasy, łącznie z będzie pogoda?Pogoda na weekend dla Zambrowa🚲 Trasa rowerowa: Przez puszczę KnyszyńskąPoczątek trasy: Czarna Białostocka Stopień trudności: Dystans: 41,18 km Czas trwania wyprawy: 380532 godz. i 5 min. Przewyższenia: 95 m Suma podjazdów: 750 m Suma zjazdów: 768 m RoweremPoPodlasiu poleca tę trasę rowerzystomDzisiejsza trasa liczyła 42 km. Start w Czarnej Białostockiej (pociąg do Czarnej Białostockiej, wyjazd o koszt biletu z rowerem 11 pln na miejscu o Trasa w 75% wiedzie przez Puszczę Knyszyńską. Cisza i spokój, bardzo mało samochodów, liczne rezerwaty przyrody, między innymi Budzisk z bagnami i bobrami. Po drodze jest też miasteczko Supraśl i kilka sumie wbrew prognozom pogoda wymarzona na rower. W pociągu spotkaliśmy dwóch rowerzystów co jechali na Białoruś by odbyć wycieczkę Grodno-Mińsk, mam nadzieję że im się uda:).Polecam jak ktoś lubi spokój kontakt z przyrodą:)Nawiguj🚲 Trasa rowerowa: Pętla maratonuPoczątek trasy: Zambrów Stopień trudności: Dystans: 84 km Czas trwania wyprawy: 3 godz. i 23 min. Przewyższenia: 106 m Suma podjazdów: 658 m Suma zjazdów: 668 m R_krzysztof poleca tę trasęPostanowiliśmy sprawdzić trasę, na której ma odbywać się 24-godzinny maraton. Sprawdzić nawierzchnię, ukształtowanie terenu. Co mogę powiedzieć po jej przejechaniu? Trasa naprawdę jest dobra. Niewielkie odcinki, które zaznaczyłem na mapie, są popękane i połatane tzw. "plombami". Pofałdowanie....hmmmmmmmm...po jednym czy dwóch pętlach to nie widzę problemów z podjazdami, ale kolejne okrążenia mogą być ciekawe. Inną sprawą są skrzyżowania. Poza przejazdem w Jabłonka Kościelna-Faszcze, Mościchy i Stara Ruś jest jeszcze kilka, na których trzeba będzie zwracać szczególną będzie pogoda?Pogoda na weekend dla to portal oraz darmowa aplikacja mobilna na urządzenia z systemami android lub iOS. Znajdziesz tu ponad 200 000 tras! Możesz nagrywać własne ślady podczas wycieczek lub podążać trasami pozostałych użytkowników. Szukaj inspiracji zdjęcia, dodawaj opisy, a później wyślij zapisaną trasę na Będziesz mieć możliwość dodatkowej edycji danej trasy. Możesz również podzielić się nią z innymi użytkownikami Traseo lub zachować jako prywatną tylko dla siebie. Sprawdź wszystkie możliwości Traseo, zainstaluj aplikację i ruszaj na szlak!
ani widu ani słychu cały film